Suplement LV

Nowe książki (7), 1991 s. 77-79
Biblioteka Narodowa (Warszawa)

POPULARYZACJA WIEDZY

Zuzanna Stromenger

W WODZIE — OJCZYŹNIE ŻYCIA

Władysław Ludynia
ZASOBY MÓRZ I OCEANÓW
Warszawa: Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne,
1990. — 198 s.; 20 cm.
— (Świat: biblioteczka geograficzna).
— Egz. 15000
551.46:639.22:622 (26):502.5

Anna Stańczykowska
EKOLOGIA NASZYCH WÓD
Wyd. 2. — Warszawa: Wydawnictwa
Szkolne i Pedagogiczne, 1990. — 223 s.,
1 k. tabl. kolor.: mapy, rys., wykr.; 21 cm.
— Egz. 5000
574.5(438:28)

Josef Mihálik, František Reiser
NASZE RYBY
/przeł. z czas. Czesław Grudniewski.
— Warszawa : Państ. Wydaw. Rolnicze
i Leśne, 1990. — 1 42 s.: rys. kolor.; 21 cm.
— Egz. 100000
597(02.025.2)

Grzegorz Soszka, Krzysztof Teisseyre
MOJE HOBBY AKWARIUM
Warszawa: „Watra”, 1990. — 249 s., 12 s.
fot kolor.: rys.; 24 cm
636.98.045

Omne vivum ex aqua — tak można by strawestować maksymę omne vivum e vivo, która była ukoronowaniem badań prowadzących do obalenia teorii samorództwa (ostateczny cios jej, jak wiadomo, Ludwik Pasteur). Wiele poszlak wskazuje wszakże na to, że pierwsze w historii Ziemi żywe struktury, pierwsze uporządkowane zbiory cząsteczek chemicznych replikujące się i metabolizujące — ukształtowały się i rozwijały w wodach praoceanu. Z upływem milionów i miliardów lat różnicowały się one, uzyskując coraz wyższe szczeble organizacji budowy i funkcji, przy czym niektóre przeniknęły do śródlądowych wód słodkich, a niektóre zasiedliły środowiska ziemnowodne i lądowe. Jednakże, bez względu na takie czy inne warunki otoczenia, każde zwierzę, czy to słodkowodne czy lądowe, zawiera w swoim wnętrzu mikrośrodowisko jak gdyby owego praoceanu, odziedziczone po swoich archaicznych przodkach. Tylko bowiem w takim, a nie innym stężeniu roztworu soli i innych związków chemicznych ich procesy życiowe przebiegają prawidłowo.

Nasze genetyczne, a raczej filogenetyczne związki ze słonawym morzem i w ogóle z wodą dobitnie ujawnia też fakt, że nawet u kręgowców lądowych zarodki rozwijają się w środowisku płynnym, zwanym wodami płodowymi. Są one zawarte w pęcherzu utworzonym przez błony płodowe niby w akwarium. Błony te rozwijają się wokół zarodków gadów, ptaków i ssaków, które w zasadzie wszystkie (wyłączywszy walenie i syreny) rozmnażają się na lądzie. Ujmuje się je pod wspólną nazwą owodniowców.

Kolejność czterech książek o wodach i ich mieszkańcach, które teraz przedstawię, wyznaczona została przez historyczne następstwo pojawienia się ich tytułowych tematów, którymi są: wszechocean, wody śródlądowe, ryby słodkowodne i zwierzęta (plus rośliny) akwariowe. Te dwie ostatnie publikacje ujawniają ponadto znamienne następstwo motywacji psychicznych rozwijających się w toku filogenezy: wędkarstwo, któremu w książce Nasze ryby poświęcono sporo uwagi, jest motywowane agresywnymi pobudkami drapieżniczymi, o wiele pierwotniejszymi i prymitywniejszymi od zachowań afiliatywnych, leżących u podstaw opiekuńczości, sympatii i — w konsekwencji — hodowli amatorskiej, a więc nie obliczonej na zysk.

Książka Zasoby mórz i oceanów Władysława Ludyni wykracza swoją treścią poza ramy nakreślone przez tytuł — i bardzo dobrze. Dzięki temu bowiem czytelnik dowiaduje się wiele o czynnikach fizycznych i chemicznych określających środowisko Wszechoceanu i jego poszczególnych fragmentów. Znajduje też liczne informacje o historii odkryć, wojen i piractwie, a także o katastrofach morskich i o jednostkach pływających. Przed omówieniem produkcji i eksploatacji zasobów żywych autor przedstawia interesującą i mało znaną ogółowi dziedzinę górnictwa morskiego, a na koniec obszerny i niestety zatrważający temat zanieczyszczeń i spowodowanych nimi dewastacji, nakładających się na rabunkową gospodarkę.

Książka pisana jest bardzo rzeczowo, bez tzw. kokieterii popularyzatorskich. Jednakże wyraźnym uchybieniem w publikacji przeznaczonej dla niespecjalistów, zwłaszcza młodych, jest stosowanie terminów dla przeciętnego czytelnika niezrozumiałych bez ich wyjaśnienia choćby w słowniczku na końcu tekstu (np. deflacja eoliczna, bitumiczne surowce) i nazw geograficznych bez podania ich lokalizacji (np. zatoka Kara Bogaz s. 44). Nazwiska od dawna spolszczone, takie jak Kolumb i Magellan, powinny być choć raz (w każdym razie w słowniczku) podane wraz z imieniem w wersji oryginalnej. Zamiast „woda słodka” nie należy nigdy pisać „słodka woda” (s. 114), bo to znaczy co innego. W tekście można często napotkać nieprawidłowości znaczeniowe i językowe, np. „poprzez” coś zamiast „przez”, „zamieszkiwać” gdzieś zamiast „mieszkać”, „oddziaływujący” zamiast „oddziałujący” i in.

Sformułowanie „sole magnezowe zawarte w chlorku magnezu” (s. 42) niema sensu: chlorek magnezu jest jedną z soli magnezowych, może je więc tylko „reprezentować”. Na s. 44 zamiast „słonymi” wodami Bałtyku powinno być „słonawymi”. Trudno pojąć, co autor ma na myśli, pisząc o protoplazmie „w postaci nadającej się do bezpośredniego wykorzystania przez rośliny” (s. 134). Cały ten akapit należałoby przeredagować. Zamiast „organizmy biologiczne” lepiej pisać „organizmy żywe”. Kryl to nie są „raczki widlonogie” (s. 152), ale skorupiaki z rzędu eufauzji.

Te i inne usterki merytoryczne i redakcyjne powinny były zostać wyłapane przez recenzenta w książce jeszcze na etapie maszynopisu. Nazwiska recenzenta w książce nie ujawniono. Ponieważ jednak jest to lektura zalecona dla uczniów i nauczycieli, a potrzebna również dla innych kręgów czytelniczych, radzę jak najszybciej ją wznowić ze starannymi korektami, poszerzonym słowniczkiem i spisem treści na wstępie!

W trzykrotnie mniejszym nakładzie, bo zaledwie pięciu tysięcy egzemplarzy, ukazało się drugie wydanie książki Anny Stańczykowskiej Ekologia naszych wód opublikowane przez te same Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne. Nie wiadomo zaiste, czym decydent się kierował, wstrzymując się od zalecenia tej pracy jako lektury dla uczniów i nauczycieli, jako że zawarte w niej treści są niezbędne do podstawowego wykształcenia krajoznawczego i ekologicznego, na co jakoby kładzie się obecnie spory nacisk. W rzeczonej książce czytelnik znajduje instruktywny, jasny wykład pisany dobrym językiem, ilustrowany licznymi rysunkami, dydaktycznymi wykresami i tabelami, co w sumie nie pozostawia wątpliwości co do wysokich kompetencji autorki. Na tym tle, trzeba przyznać, zaskakująco brzmi takie zdanie, jak: „Ze stawami związane są również znaczne ilości żab, m.in. ropucha…” (s. 152). Ropuchy nie są żabami i występują nie w ilościach, ale liczbie.

Tradycyjne porównywanie stawów do litoralu jezior nie jest słuszne: w obrębie różnych typów stawów formują się zupełnie swoiste zespoły organizmów i ich sukcesje. Skoro w tytule książki widnieje Ekologia, dobrze byłoby na samym wstępie, nawet na okładce, uświadomić czytelnikowi, co to jest i jakie zawiera działy. Na okładce też powinna się znaleźć notka, kim jest autorka.

To bardzo dobrze, że na końcu książki znalazły się skorowidze nazw polskich i łacińskich, jednakże powinny one być ze sobą powiązane (p. następne omówienie). Dla pełnego „udydaktycznienia” publikacji należałoby też dopisać słowniczek terminów fachowych.

Wbrew obyczajowi, uwagę najbardziej ogólną zostawiam na koniec: tytuł książki sugeruje, że będzie w niej mowa również o Bałtyku. W następnym wydaniu należałoby dodać, że chodzi o wody śródlądowe, choć tytuł czterowyrazowy brzmi ciężkawo. Z kolei, jeśliby zrezygnować z wyrazu „naszych”, trzeba byłoby choć trochę dopisać o wodach śródlądowych reszty świata…

Odwrotnie sprawa wygląda z tytułem Nasze ryby Josefa Mihalika i Frantiśka Reisera: to atlas ryb występujących w Czechosłowacji, wskutek czego znajdujemy w nim gatunki u nas nie występujące, a nie znajdujemy na przykład naszych ryb morskich.

Już na pierwszy rzut oka ta (drukowana w Pradze) praca zwraca uwagę swą bardzo ładną formą edytorską. Zarówno wszystkie teksty, jak i ilustracje, łącznie z tym, co na okładce, ustawione są w poziomie wzdłuż grzbietu książki odpowiednio do podługowatej postaci tych zwierząt. Każda „rozkładówka” dotyczy odrębnego gatunku i na górnej stronicy zawiera encyklopedyczną o nim informację, a na dolnej wizerunek. Kolejność przedstawionych gatunków zgodna jest z systematyką. Przekład z czeskiego na ogół nie budzi zastrzeżeń, choć nie zawsze: na s. 112 czytamy, że sum pożera „ryby i różne wodne zwierzęta” — tak jakby ryby były czym innym niż wodnymi zwierzętami (brakuje więc ważnego słówka „inne”); „Polabi” to po polsku Połabie podobnie jak Powiśle czy Powołże. To dobrze, że na końcu każdej noty dodano informację, czy gatunek występuje w Polsce, czy jest chroniony itp. Dobrze też, że załączono skorowidz, byłby on jednak bardziej instruktywny, gdyby zamiast powtarzania numerów stronic, przy nazwach łacińskich były odsyłacze do polskich i tu wymienione wszystkie numery, np. Abramis brama p. leszcz; leszcz, Abramis brama… (stronice).

Wysoce pozytywną ocenę tej książki przygaszą jednak fakt, że głównymi jej adresatami mają być wędkarze. W związku z tym wskazówki w niej zawarte, podobnie jak i porady w czasopismach wędkarskich, pozwalają zaliczyć te publikacje do typu tzw. magazynu sadystów. Szczególnym bestialstwem jest też stosowanie żywych przynęt, w niektórych krajach Zachodu już zabronione. Niemniej jednak miliony ludzi są przekonane, że skoro ryby, owady czy dżdżownice nie krzyczą, to znaczy, że nie czują bólu.

O niezwykłej natomiast wrażliwości ryb przekonać się może każdy, kto umie je obserwować, na przykład w akwarium. Pomoże mu w tym wydana przez „Watrę” książka Grzegorza Soszki i Krzysztofa Teisseyre’a pt. Moje hobby akwarium, wprowadzająca w sztukę hodowania wodnych roślin, bezkręgowców i ryb słodkowodnych, a nawet morskich. Choć tekst pisany jest z rzeczowością zawodowych zoologów, nie brak w nim akcentów osobistego zafascynowania tematem, a nawet poetyczności. Szczególnie sympatyczna jest końcowa prośba autorów, aby czytelnicy zgłaszali redakcji swoje uwagi i  spostrzeżenia, które będą mogły być wykorzystane przy następnym wydaniu. Zgłaszam więc dezyderaty: więcej rysunków w tekście; prawidłowe ustawienie (właśnie nogami do góry, a nie w dół) podobizny dziwogłówki (s. 31); sprostowanie potocznego określenia „żyworodności” ryb (w rzeczywistości jest to jajożyworodność). Z punktu widzenia początkującego i bardziej doświadczonego praktyka celowy jest podział przedstawianych gatunków na łatwiejsze i trudniejsze do utrzymywania i rozmnażania w akwarium.

Na uznanie zasługuje też opracowanie redakcyjne i opatrzenie książki w spis literatury i w skorowidze, bez których żaden poradnik obejść się nie może; propozycje dotyczące sposobu ich opracowania mam te same, co w odniesieniu do poprzednio omawianej książki. Poważnym mankamentem edytorskim jest umieszczenie spisu treści na końcu książki zamiast na początku; jest to bezsensowne w książce każdego typu, ale w poradniku bezsens ten ulega zwielokrotnieniu.

Użytkownikom książki należy się też informacja, kim są jej autorzy, zwłaszcza że ostatnio ukazuje się wiele opracowań niekompetentnych. Dobrym miejscem na takie dwie notki jest nie wykorzystana wyklejka drugiej strony okładki. W pierwotnym projekcie teksty takie wraz z fotografiami autorów były przewidziane, książka była wszak zaplanowana do serii „Zwierzęta w Twoim domu”.

 *  *  *

Nowe książki.   Wyd. 633-644 (1976)  s. 66-67

ZUZANNA STROMENGER

Odpowiednie zachowanie się to szansa przetrwania

AUBREY MANNING WSTĘP DO ETOLOGII ZWIERZĄT
Tłum z ang. J. Pilarska-Obojska,
E. Styczyńska-Jurewicz, T. Prus W-wa 1976 PWN, 8°, s. 404, ilustr.,
egz. 2.750, zł 70,00
591.5

Książka nie należy do tych, które rzucają hipotezy, wstrząsające tradycyjnymi poglądami na podłoże i ukryte motory zachowania się człowieka. Jest natomiast rzeczowym skrótem podstawowych wiadomości i uogólnień z zakresu etologii zwierząt — jednak oczywiście włącznie z rzędem naczelnych, wśród których zresztą nasz gatunek wspominany bywa tylko pobieżnie.

Na blisko 370 stronach niezbyt bogato ilustrowanego tekstu Aubrey Manning podaje w dziesięciu rozdziałach, kolejno, różnice między odruchami a zachowaniem się złożonym, między zachowaniem instynktownym a wyuczonym (wskazując na interakcję tych zachowań w życiu osobniczym) i między oddziaływaniem bodźców zewnętrznych (w tym także bodźców kluczowych) a wewnętrznymi motywacjami. Po tym następuje opis różnego rodzaju behawioru w sytuacjach konfliktowych, dalej wpływu hormonów na zachowanie się, opis ewolucji zachowania i rytualizacji, rodzajów i mechanizmów uczenia się, a wreszcie opis struktur społecznych, w jakich żyją przedstawiciele różnych grup zwierzęcych. Na zakończenie zamieszczono bogate piśmiennictwo i ubogi indeks.

Autor unika encyklopedycznej formy wstępnego definiowania pojęć, o których mowa w danym odcinku tekstu. Do ich charakterystyki dochodzi raczej przez omówienie. Stąd też książka mało przypomina podręcznik, choć spośród różnych publikacji, jakie na tematy etologiczne wydano dotąd w Polsce, stanowi pierwszą, która może spełniać jego rolę. Nadaje się  jednak również dobrze do porządkowania i uzupełniania zasobu informacji zainteresowanych osób, nie mających gruntowniejszego przygotowania biologicznego.

Co do poglądów autora na niektóre ważne problemy, to odznaczają się rozsądnym umiarkowaniem i rzeczowością. Tak na przykład podkreśla on konieczność dążenia do oparcia wszelkich rozważań psychologicznych na faktach z zakresu neurofizjologii (dla jasności wykładu przedstawia podstawowe informacje o budowie i działaniu układu nerwowego). Wprawdzie zgodnie z tendencją behawiorystów Manning zastrzega się, że nic snuje rozważań nad subiektywnymi przeżyciami zwierząt i że nie ma sposobu dowiedzenia ich tożsamości z doznaniami ludzi, to jednak stwierdza od razu, że owe przeżycia prawdopodobnie istnieją, skoro procesy fizjologiczne towarzyszące odbieraniu bodźców i reakcjom na nie są w obu wypadkach podobne. Ludzką agresję uważa wprawdzie — jak chyba większość biologów — za właściwość wrodzona, ale nie mającą charakteru popędu i uwarunkowaną w co najmniej równym stopniu okolicznościami środowiskowymi.

Przy całej przystępności ujęcia w tekście zdarzają się fragmenty niezbyt jasne. Jednym z przykładów mogą być zdania na str. 15, gdzie autor przytacza sformułowanie Konrada Lorenza, które zamiast coś wyjaśniać, tylko zaciemnia wywód. Zresztą w wielu innych takich niedomówieniach przychodzą czytelnikowi z pomocą odsyłaczowe wyjaśnienia redaktora naukowego polskiego tekstu, doc. Jerzego Chmurzyńskiego.

Niekiedy zdarza się też zdanie nieprzemyślane, wprost bezsensowne. W podrozdziale o bodźcach kluczowych (tzn. wywołujących od razu jakąś typową sekwencję zachowań), str. 65, na zakończenie rozważań nad prostotą modeli, wyzwalających agresywność samca ciernika, autor pisze: „W celu wyzwolenia stanu agresji u samca najważniejsze jest czerwone ubarwienie brzuszne: strony ciała rywala, natomiast do wyzwolenia zalotównabrzmiały, pełen dojrzałych jaj brzuch samicy”. O ile mi wiadomo, samiec-ciernik nie sprawdza, czego pełen jest brzuch samicy i czy to coś jest dojrzałe; na jego zachowanie się wpływa jedynie pewien określony kształt ewentualnie barwa, bez względu na to, czy jest to cecha samicy czy rywala. To właśnie wykazał w swych doświadczeniach Tinbergen i to chciał Manning tak nazbyt skrótowo zrelacjonować. A tłumacz ze swej strony dorzucił jeszcze i nieporządną budowę zdania.

W podrozdziale o izolacji seksualnej zadziwia kategoryczność dezaprobaty, z jaką Manning odnosi się do mieszańców w ogóle, pomijając milczeniem fakt, że przecież biologiczny sens płciowości i korzyści, jakie ona zapewnia gatunkowi, polega właśnie na tworzeniu swego rodzaju wewnątrzgatunkowych mieszańców, reprezentujących nowe rekombinacje cech. To z kolei daje nowe możliwości przystosowawcze w zmieniających się warunkach środowiska.

Jakość przekładu, jak wynika już z poprzedniej uwagi, nie zawsze budzi zadowolenie. Gdzieniegdzie zdarza się niedokładność w nazwie zwierzęcia — na przykład głowonóg przedstawiony na str. 43 nie jest mątwą, ale kalmarem, co wszak widać na rysunku (to nic, że według słownika squid znaczy tylko mątwa!). (Pomijam przeoczenia korektorskie, takie jak na str. 65 „muchówka” zamiast „muchołówka”!) Na str. 129 chybione jest sformułowanie …pasma nerwowe łączą się ze sobą w liczne „jąderka” lub skupienia ciał komórek nerwowych. Zamiast „jąderka” powinno być „jądra”, a zamiast „lub” — „czyli”. A oto inne zdanie, na str. 365, o męskich grupach „których członkowie od czasu do czasu (!) wyzywają samce z haremami (chodzi o małpy). Chodzi tu o wyzywanie do walki i to trzeba było powiedzieć, bo ktoś mógłby zrozumieć, że wyzywają je i to z haremami,  od ostatnich — a tekst przecież nie jest do śmiechu.

A wreszcie sprawa  „behawioru”. W pierwszych czterech rozdziałach książki rzeczownik ten powtarza się niewątpliwie zbyt często. Nie uważani, aby był on w polszczyźnie w ogóle niedopuszczalny, jednak nie brzmi pięknie i należałoby go traktować tylko jako wygodny synonim „zachowania się” stosując go jednak z rzadka. Bywają wszakże sytuacje, gdy polska nazwa zbyt gęsto się powtarza, bądź gdy staje się trudna w użyciu ze względu na swą zwrotną formę, wieloznaczność czy wreszcie niepodatność na tworzenie formy przymiotnikowej.

Zastrzeżenia  wzbudza również umieszczenie przymiotnikowego określenia przed rzeczownikiem (np. owym behawiorem) w wypadku, gdy produktem  tego skojarzenia ma być jakiś termin. Powinno być „behawior złożony” i „behawior spontaniczny”, a nie „złożony (spontaniczny) behawior”. Czym innym jest np. słodka woda, a czym innym — woda słodka.

Wykaz piśmiennictwa obejmuje 294 pozycje cytowane nieomal dosłownie według angielskiego oryginału książki. W nielicznych tylko wypadkach — ale niestety nie we wszystkich — publikacje, które ukazały się w polskim przekładzie podano w tym brzmieniu. Znalazły się tu jednak i cytaty mało sensowne: na przykład znana szeroko również polskim czytelnikom książka Konrada Lorenza Tak zwane zło figuruje nawet nie pod swym oryginalnym niemieckim tytułem, ale w przekładzie angielskim On Aggression, a tegoż autora Opowiadania o zwierzętach — również z tytułem angielskim King Salomon’s Ring. Nie kwestionując celowości podawania w tego typu książce oryginalnych opracowań, na które powołuje się autor, sądzę, że można było je staranniej zmodyfikować i uzupełnić wartościowszymi (niż to uczyniono) publikacjami, które ukazały się w Polsce. Najlepiej byłoby podać je w osobnym zestawie.

W sumie jednak, mimo dość licznych zastrzeżeń, książka Aubreya Manninga Wstęp do etologii zwierząt jest pozycją cenną i ogólnie biorąc zasługującą na przeczytanie.

*  *  *

Tadeusz Barowicz
WĘDKARSTWO PODLODOWE:
poradnik majsterkowicza. — Warszawa: NOT-SIGMA, 1990.
— 123 s.: rys.; 21 cm. — (Hobby). — Egz. 39350
779.1:689

Książeczka bardzo kompetentna i wyczerpująca temat, napisana z dbałością o najmniejsze drobiazgi (np. ostrzeżenie przed rozpowszechnionym zwyczajem rozcierania odmrożeń śniegiem!). Ładny druk na dobrym poziomie papierze, wiele — przeważnie bardzo czytelnych — rysunków. Język w zasadzie jasny i treściwy; kilka drobnych potknięć — np. świder lodowy nazywany podlodowym?!), tworzywa syntetyczne — „tworzywami” (a drewno to nie tworzywo?). Opis budowy namiotu na nartach (s. 108) wyjątkowo „zamotany” , ale pojętny majsterkowicz z pewnością poradzi sobie z nim. Przykrość sprawił mi fakt włączenia do tego sympatycznego hobby „nowoczesności” (elektroniczna marmyszka — s. 71-72). Uważam to za paskudzenie kontaktu i przyrodą — coś jak polowanie na jelenia za pomocą rakiet sterowanych termonamiernikiem. A fe!

*  *  *

Lech Wilczek: Uroda ryb. Album. Komentarz: Z. Stromenger. – W-wa 1973
NK, 8°, l. 32, tabl. 44, egz. 20.277, tekt. zł 90,00

 639.9(084)

Piękny, choć nie tani, album zawierający osiemdziesiąt kolorowych fotografii ryb akwariowych. Książką otwierają uwagi autora poświęcone akwariom i rozmaitym interesującym opowiastkom związanym z hobby polegającym na hodowli ryb w domowym akwarium. Potem następuje biologiczny, fachowy komentarz pióra dr Zuzanny Stromenger, poświęcony podobnym zagadnieniom. Oboje (autor i autorka komentarza biologicznego), bardzo przekonywająco zachwalają uroki hodowli rybek w akwariach, ale tak naprawdę przekonywające są dopiero zdjęcia… Trudno po prostu uwierzyć w pierwszej chwili, że wszystkie te bajecznie kolorowe cuda i dziwy mogą stać się własnością każdego hodowcy amatora. Ryby okazały się niezwykle fotogeniczne, na barwnych, starannie reprodukowanych  zdjęciach podziwiamy ich zaskakujące piękno, fantastyczne kształty i niepowtarzalny wdzięk. Szczególnie frapująco wypadły wielkie zbliżenia, na których główki małych kolorowych rybek nabierają nagle ekspresji i stają się wizerunkami baśniowych smoków czy potworów… Album „Uroda ryb” jest nie tylko świetną propagandą hodowli rybek w akwariach, nie tylko ucztą dla oka i ducha każdego hodowcy-hobbysty, ale zafascynować także może swoim pięknem i przeciętnego śmiertelnika, który z rybami styka się na co dzień wyłącznie za pośrednictwem talerza… Może sprawiły to umiejętności fotograficzne autora albumu, ale z pewnością jest w tym także wiele zasługi kolorowych, ruchliwych mieszkanek domowych akwariów.

*  *  *

 

Henryk Lisiecki: Hodowla rybek. Ilustr. M. Pokora. Wyd. 3 – W-wa 1976 Horyzonty,
16°, s. 80, egz. 30.251, zł 5,00 (Mój Konik)

 639.9

Od czego zacząć należy tworzenie prostopadłościanu żywej natury w mieszkaniu? Od kupna akwarium, napełnienia go wodą, posadzenia roślin i po trzech-pięciu dniach wpuszczenia rybek – tych, które wymagają najmniejszych starań, a więc gupików pawie oczko i mieczyków. Razem z doświadczeniem nabywać można do hodowli gatunki: kardynałka chińskiego, żałobniczkę, różankę, danio pręgowanego i bojownika wspaniałego. Wiadomości o wodzie i roślinkach wodnych, karmie dla ryb i rozmnażaniu po szczególnych gatunków, najczęstszych chorobach oraz hodowli pająka wodnego i larwy chruścika, przeplata autor, jak to się dzieje również innych książeczkach tej serii, ogólnymi wiadomościami o poruszanym zagadnieniu, z których dowiedzieć się można m. in., iż są ryby latające – strwolotki, ryby pionowo pływające, a nawet ryby na drzewo się drapiące w pogoni za owadami, tzw. poskoczki.

*  *  *

Stanislav Frank: Jak żyją ryby. Tłum. z czes. H. Szelęgiewicz.
Rys. autor. — W-wa 1977 PWRiL, 8°, s. 191, ilustr., egz. 20.000,
 pł. zł 190,00
639.3

Jak na razie brakuje nam dzieł tak pokaźnych, jak na przykład „Wielki słownik akwarystyki” wydany w NRD, a nie przełożony w Polsce, może zaspokoić podstawowe potrzeby ichtiologa oraz zracjonalizować żywot zwykłym hodowcom rybek akwaryjnych. Książka doktora Franka jest raczej piękna niż wyczerpująca. Na pytanie „jak żyją ryby” autor udziela odpowiedzi w rozdziałach o historii ichtiologii, środowisku ryb, ich współżyciu i konkurencji, sposobach odżywiania się, trasach wędrówek, wieku, rozmiarach, szybkości wzrostu, dziwactwach (a to: o rybach latających, skaczących, elektrycznych, o głosach ryb), o rybach jaskiniowych i czterookich, jadowitych i strzelających  (np. strzelczyki, Toxotes jaculatrix, potrafią ustrzelić każdego owada znajdującego się nie dalej niż 2 m nad powierzchnią, a czynią to za pomocą kropel wody wyrzucanych z ust, innymi słowy — plują na owady), o rozrodzie ryb i opiece, jaką roztaczają nad potomstwem (taka np. samica tilapii mozambijskiej przez pewien czas przechowuje narybek w jamie ustnej), wreszcie o rozmnażaniu i hodowli ryb w akwarium. Na 190 stronach nie można naturalnie zawrzeć całej wiedzy o rybach, tym bardziej że drukowana teoria jest bardzo często przerywana ilustracjami, wśród których sporo jest zdjęć kolorowych o bardzo wysokiej jakości. Nic w tym zresztą dziwnego. PWRiL od pewnego czasu wypuszcza w świat książki-albumy jakościowo niczym nie ustępujące wydawnictwom artystycznym, a wręcz… Chciałoby się często widzieć reprodukcje malarstwa tak dobre jak zdjęcie Cichlasoma nigrofasciatum z typowym czerwonym brzuchem i czarnymi oczami.

_________________________________________________________________________________

Samica tilapii mozambijskiej przez pewien czas przechowuje narybek w jamie ustnej

 

*  *  *

Jiří Vostradovsky — RYBY i PRZYNĘTY. Barwne ilustracje — Jiří Maly. Przekład z języka czeskiego — Wojciech Brudziński.

Książka ta powinna uzbroić w wiedzę każdego wędkarza i umożliwić osiągnięcie przez niego wszystkich celów wiążących się z tym pięknym sportem. Przyda się też z powodzeniem wędkarzowi potencjalnemu. A oto rozdziały części pierwszej ogólnej: Środowisko Wodne; Co powinien wiedzieć Wędkarz o budowie ciała ryby; Łuski a Wzrost i wiek ryb; Ryba i jej środowisko  wodne; Pokarm i Żerowanie ryb. Druga, podstawowa część książki  zawiera barwne tablice i opisy poszczególnych gatunków ryb.

Przy końcu tej części omówiono organizmy zwierzęce służące rybom za pokarm. Ponadto omówiono: sztuczne muszki, przynęty fantazyjne oraz imitacje, błystki, woblery, kołowrotki. Książkę zamykają skorowidze nazw ryb po polsku oraz łacinie.

*  *  *

 Jiří Vostradovsky: Ryby i przynęty. Atlas. Tłum z czes. W. Brudziński.
Ilustr. J. Maly. — W-wa 1976 PWRiL, 16°, s. 255, egz. 50.000, tekt, zł 100,00

639:597 (084)

O tym, że wędkarstwo pozostaje sportem niezmiernie popularnym, nie trzeba nikogo przekonywać mimo zmniejszających się nieustannie obszarów wód, w których możliwe jest wędkowanie, a co za tym idzie rosnących kłopotów ze znalezieniem miejsca nadającego się i do „moczenia kija”, liczba zwolenników wędkarskiego odpoczynku nad wodą utrzymuje się na ciągle wysokim poziomie, o nawet wzrasta. Nie bez znaczenia jest tu chyba przygniatające tempo życia we współczesnych miastach o zatrutej spalinami atmosferze, nerwowość i stresy będące codziennym udziałem człowieka dwudziestego wieku. Zrozumiałe w takich warunkach pragnienie relaksu doskonale realizuje się właśnie w czasie wędkarskiej przygody, kiedy to dziesiątki i setki metrów sześciennych czystego  powietrza stanowią pewny — choć nie zawsze uświadamiany — łup wyprawy nad wodę. W wędkarstwie liczą się jednak przede wszystkim wymierne (na ramieniu) rezultaty i aby je osiągnąć, trzeba posiąść i określone  minimum fachowej wiedzy: dziś, tj. w dobie znacznego przerzedzenia „pogłowia” ryb, nie wystarczą recepty na cudowne „miejsca” i przynęty — konieczna jest także znajomość elementów hydrobiologii oraz anatomii i obyczajów poszczególnych gatunków ryb. Nic też dziwnego, że powstają teoretyczno-praktyczne opracowania stawiające sobie za cel sformułowanie możliwe wszechstronnej informacji uświadamiającej wędkarzom złożoność ich dyscypliny — ostatnie lata przyniosły np. doskonale „Wędkarstwo jeziorowe” Andrzejczyka (dwa wydania), obecnie zaś PWRiL proponuje początkującym wędkarzom „Ryby i przynęty” — piękny od strony edytorskiej i wyczerpujący merytorycznie efekt współpracy z czechosłowackim przemysłem wydawniczym (Artia, Praha). Autorzy książki: Jiří Vostradovsky — tekst, Jiří Mały — ilustracje, podzielili są pracę na dwie zasadnicze części: i tak w części pierwszej, ogólnej, omawiają kolejno środowisko wodne, wybrane elementy anatomii ryby, związki łusek z wzrostem i wiekiem ryby, rybę i jej środowisko wodne oraz pokarm i żerowanie ryb; część druga natomiast zawiera tablice barwne i opisy gatunków ryb. Jest tych gatunków niemal sześćdziesiąt, ale — jako że książka traktuje o najpopularniejszych rybach europejskich — nie wszystkie występują w naszych wodach (np. sterlet, jesiotr, głowacz); wszystkie jednak ryby „polskie” znalazły w omawianej pozycji miejsce. Każdy opis zawiera dokładną charakterystykę gatunku i zgodnie z brzmieniem  tytułu książki — rodzaje przynęt oraz sprzętu wędkarskiego gwarantującego sukces. Dodatkowo w ostatnich podrozdziałach dokonują autorzy klasyfikacji najpopularniejszych rodzajów przynęt — od naturalnych przynęt zwierzęcych poprzez sztuczne muszki, przynęty fantazyjne i imitacyjne do błystek i preferowanych ostatnio woblerów. Całość uzupełnia skorowidz nazw polskich i łacińskich. W sumie rzecz godna polecenia nie tylko nowicjuszom w wędkarskim klanie, lecz także starym wyjadaczom, którzy zechcą być może odświeżyć i usystematyzować swe wiadomości — piękna szata graficzna kwalifikuje zaś edycję PWRiL na ozdobę fachowej biblioteczki.

*  *  *

Samica amura białego

 

Antalfi Antal, Tölg István: Ryby roślinożerne. Tłum. z węg. E. Ławnik.- W-wa 1975 PWRiL,
 16°, s. 272. tabl. 13. egz. 2.230. zł 45.00       639:597

W odróżnieniu od mórz wody śródlądowe dostarczają ryb świeżych, często żywych, o hodowla ich prowadzona w celu zaspokajania wzrastających potrzeb żywnościowych znajduje coraz szersze zastosowanie w wielu krajach. W dziedzinie biologii ryb jednym z największych  przedsięwzięć jest aklimatyzacja użytkowych ryb całkowicie lub częściowo roślinożernych, takich jak amur, tołpyga biała i pstra, występujących w Chinach w warunkach naturalnych.  Ryby te zasiedlają ogromne systemy wodne rzek Amur, Huongho i Jangcy.

Hodowla tych ryb w wodach położonych na Wielkiej Nizinie Chińskiej trwa już i przeszło 2200 lat. Opracowanie metody rozmnażania ryb  roślinożernych w warunkach sztucznych w roku 1961 przez Związek Radziecki i Japonię oraz stałe jej doskonalenie umożliwiło szerokie  rozpowszechnienie gatunków tych ryb jednym z krajów, w którym hodowla ryb roślinożernych prowadzona jest na szeroką skalę, są Węgry.  W roku 1970 produkcja ośrodków hodowlanych wyniosła tam ponad 17 mln sztuk ryb. Na podstawie 10-letnich doświadczeń w zakresie hodowli ryb roślinożernych powstało opracowanie napisane przez dwóch autorów węgierskich, którego drugie wydanie prezentowane jest polskiemu czytelnikowi. Pierwsza część książki poświęcona jest zagadnieniom teoretycznym. Podano w niej ogólne uwagi o aklimatyzacji ryb, wpływ tych ryb na hydrobiologię i gospodarkę stawową w Chinach. Część druga pracy dotyczy zagadnień praktycznych związanych z rozmnażaniem ryb roślinożernych w warunkach sztucznych, wychowem wylęgu, dalszym chowem, odłowami, przewożeniem, zimowaniem, bytowaniem w wodach naturalnych, chorobami i wykorzystaniem tych gatunków w handlu i gastronomii. Książka ma no celu zaprezentowanie nowych gatunków ryb wszystkim interesującym się życiem w wodach; może stanowić pomoc dla pracowników gospodarstw rybackich oraz hydrobiologów zajmujących się zagadnieniami oczyszczania wód ze zbędnych roślin. Bibliografia oraz liczne rysunki i zdjęcia uzupełniają całość opracowania.

 *  *  *

Czy niezbyt wiele na ten sam temat

Jadwiga Wernerowa

 

A. Taborski, J. Landowski, K. Gabryś: Akwarium. PWRiL, W-wa 1957, s. 239, z ilustr. Pł. zł 32,00

Książka zawiera wyczerpujące informacje na temat hodowli ryb w akwarium.

Przez szereg lat liczne rzesze miłośników-akwariarzy pozbawione były jakichkolwiek książek z tej dziedziny w języku polskim. Od półtora roku (natomiast coraz ukazują się dziełka poruszające te tematy. W tej chwili  znów mamy do zanotowania pojawienie się obszernej pozycji pt. Akwarium, spółka autorskiej. A. Taborskiego, J. Landowskiego i K. Gabrysia. W pracy tej poruszono sprawy od historii akwarystyki, poprzez urządzanie i pielęgnowanie akwarium, hodowlę roślin, ślimaków, małżów, ryb, po choroby ryb i ich leczenie.

To nagromadzenie tematów, prowadzące siłą rzeczy do podawania wiadomości w dużym skrócie, nie wyszło pracy na dobre, gdyż powierzchowność i spłycenie zagadnień przekreśla w znacznej mierze ich wartość dla odbiorcy. Przy takim encyklopedycznym ujmowaniu zagadnień, jak widzimy w omawianej pracy, szczególnie pieczołowicie dbać należało o poprawność tekstu i precyzję sformułowań podawanych informacji. Niestety stwierdzamy stan wręcz przeciwny. Rozdziały poświęcone zagadnieniom ogólnym, które miały rozszerzać horyzonty przyrodnicze amatorów akwariarzy i dać im podbudowę wiadomości biologicznych opracowane zostały bardzo słabo, zawierają bądź błędy, bądź sformułowania tego typu, że prowadzą czytelnika do wyprowadzania błędnych wniosków. A więc ląd to nie aerosfera, jak twierdzi autor: Ryby są to zwierzęta, choć z tekstu wynika że autor ich za zwierzęta nie uważa. Ze stwierdzenia,  że ryby denne używają swych płetw piersiowych do poruszania się po dnie zbiornika można wywnioskować, że chodzi o ruch po podłożu stałym, w rzeczywistości wyjątkowe gatunki rozporządzają taką umiejętnością.  Co chciał autor wyrazić w zdaniu, Narząd tego zmysłu mieści się w jamie nosowej, która u ryb nie ma — jakby się zdawało — nic wspólnego z oddychaniem i dlatego w momencie otwierania paszczy zamyka się. Czyżby autor chciał sugerować, że jama nosowa ryb służy jednak do celów oddechowych? O jakie zamykanie chodzi? Przecież jamy nosowe u ryb są w ogóle zamknięte od strony paszczy, o czym autor zdaje się nie wiedzieć.

Rozdziały te roją się ponadto od komunałów lub pozbawionych istotnej treści, a czasem wręcz bezsensownych frazesów, jak te, że akwarium jest skrawkiem tajemnicy wyrwanej wodnym głębinom, o rozwijaniu przez ryby w okresie godowym wszystkich tajników swego istnienia, o gęstwinie trzcin w akwarium, że woda jest związkiem chemicznym, że wodę destylowaną otrzymuje w laboratorium, że morza posiadają swoistą florę i faunę (tak jakby inne biocenozy miały nieswoistą), że z kształtu, budowy i wyglądu ryby można odgadnąć, jakie jest miejsce jej stałego przebywania i wiele innych równie głębokich i ważkich wiadomości.

Wartość dla amatorów akwariarzy mają rozdziały dotyczące specjalistycznych zagadnień, a więc o urządzaniu akwariów, hodowli roślin i zwierząt. Niestety terminologia potraktowana została niedbale, spotyka się takie dziwolągi jak np. rodzina „obrączkowate” i „trądownikowate” zamiast „obrazkowate”  i „trędownikowate”. Barwne tablice, aczkolwiek dość słabe, przydać się mogą wielu laikom do ogólnego zidentyfikowania posiadanych w akwariach rybek.

Linki:                                                                                         

http://www.bialykruk.com.pl/sklep/index.php?p10126,nasze-ryby-josef-mih-lik-franti-ek-reiser

http://www.wedkuje.pl/wedkarstwo,ryby-i-przynety,60114

Sidebar