Suplement XCV

PÓŁ WIEKU RAPANUI, Jerzy Putrament. Wydawnictwo CZYTELNIK Warszawa 1975 r. str. 320.

KIEŁBIE

Te małe, piaskowego koloru rybki, przez podręczniki wpisane między szkodniki, bo wyżerające ikrę cenniejszych gatunków, były u nas wyjątkowo szanowane. Świetne żywce, wysoko cenione przez szczupaki-smakosze, zgoła zaś jedyne w swoim rodzaju na okonie.

Ta wysoka ocena spowodowała wytrzebienie podstawowych stad kiełbi. Wiadomo, że chodzą ławicami, nawet do paruset sztuk, dobieranymi według wzrostu. Osobno duże, dziesięcio — dwunastocentymetrowe, osobno mniejsze, najlepsze na okonie. Osobno całkowite mikrusy, tak niedorosłe, że nie są w stanie połknąć robaka.

Prawdziwy sezon zaczyna się, gdy z czarnej głębi, na piaszczyste mielizny przybrzeżne zaczną wychodzić te kiełbiowe ławice. Widzi się je przy samym dnie, jako bardzo ruchliwe zgromadzenie maleńkich, grubawych kresek. Wtedy wystarczy zarzucić nad nimi wędkę ze skrawkiem robaka: zaraz spławik drga, podrywasz i już trzymasz w ręku sprężoną rybkę o pysku z parą wąsików, nadających temu pyszczkowi dumny wyraz, jednocześnie nieodparcie komiczny, ze względu na skromne wymiary całości. Coś jest swojskiego w tym zestawieniu wielkiej dumy i skromnych wymiarów.

Kiełbie chodzą na wszystkich (albo prawie) mieliznach, przy plażach, czasem dosłownie na paru centymetrach głębi. Jest to skuteczna metoda obrony. Na tej mieliźnie nie doścignie ich brzuchaty żarłok-okoń, po prostu dno zatrzyma jego brzuch.

Kiedy jest słonecznie i nie ma wiatru, nietrudno dostrzec lekko ciemniejsze od piasku cienie, które suną tak nisko nad gruntem, że same nawet nie rzucają cieni. To ważne. Jeśli zobaczysz stadko rybek tychże wymiarów, ale rzucających cienie, przyjrzyj się uważniej: rybki są w ciemniejsze paski. To już nie kiełbie, ale małe okonie. Kiełb posuwa się dostojnie, wolno i przy samym dnie.

Czasem zaś w takim stadku-przedszkolu można zobaczyć i „pasiaki”, i przyciśnięte do dna kiełbie, i maleńkie, ale gruba we już w karku płotki, i śmigłe, ale długie i czarne rybki, najszybsze, ukleje.

Chodzi takie stadko całymi dniami w pełnym spokoju i zgodzie. Razem grzebie się w dnie, szukając pożywienia. Razem czmycha na jakiś sygnał z zewnątrz. Uciekają jeden przy drugim okonki, kiełbiki, ukleje.

Ale czasem, zwykle z rana lub wieczorem, te najpłytsze części jeziora stają się terenem jakichś fontann, jakiegoś jakby cmokania,  nagłych zamieszek. To z głębiny podejdzie parę większych okoni. Te także potrafią chodzić w zgodzie z kiełbiami. Nagle jednak dostają jakiś sygnał, znienacka rzucają się na sąsiada. Czasem różnica wymiarów jest tak niewielka, że okonek chwyta kiełbia czy płotkę, ale już połknąć nie potrafi. Sam kiedyś ręką złowiłem pływającego po powierzchni okonia, któremu z pyska wystawał ogon sporej płoteczki. Przypominał swym wyglądem karykaturę bankiera, z wystającym z pyska cygarem.

Jakie sygnały rozkazywały nagłe atakowanie sąsiadów, z którymi żyło się w zgodzie i spokoju przez bardzo długie rybie dni — aby rzucać się, chwytać pyskiem wpół, przesuwać, żeby połykać od głowy? Co sprawia, że zamiast kryteriów tegoż wzrostu, więc pokoleniowych, nagle zaczynało dominować uczulenie na odmienny wygląd, wzór na łusce sąsiada, kolor, pewnie zapach. Najście tych odmiennych, zbiorowych stanów też jest pewno argumentem… Jakieś szczątki zbiorowych reakcji świadczą chyba o zarysie świadomości stada. Zresztą, ja wiem? W każdym razie im dłużej mam do czynienia z przyrodą, tym nie- chętniej traktuję zgodnie z oficjalną nauką zwierzęta jako tylko automaty.

*
*                             *

Dariusz Suska, Wszyscy nasi drodzy zakopani, Czarna Lampa, Warszawa-Wołowiec 2000, s. 43.

Dlaczego śnią mi się kiełbie

Śnią mi się kiełbie, chociaż w Młynówce nie ma już kiełbi. Wyłapaliśmy, a ja najwięcej, na bambusa za 17 i kołowrotek po 32. Nie był to spinning, zresztą trudno o spinning, kiedy płacisz 32, był to taki zwykły kołowrotek, bzyczący żałośnie, kiedy nastawić go na opór przy wyszarpywaniu żyłki, bo właśnie zrobiła się kaszana, beczący jak cielę odrywane od matki albo komarek ruszający z miejsca od razu na drugim biegu, na wysokich obrotach, jak strzała wielkiego smutku.

Spławik też nie był najlepszy, ten z kolca, pozwalający zaczaić się nawet na ostrożne karasie, tylko zwykłe gęsie pióro pociągnięte od góry czerwonym lakierem do paznokci, ale, jak wiadomo, kiełbie nie są szczególnie wrażliwe i od razu zaczynają prowadzić, więc z zacięciem w ogóle nie było problemu, a już najlepiej, gdy pozłacane ostrze wbijało się od razu w te śmieszne wąsiki a la Hitler, które po wyciągnięciu z Młynówki nadawały fizjonomiom kiełbi wyraz poczciwego smutku, łagodnej fajtłapowatości, kiedy zdejmowało się je z haczyka, próbując zrobić to tak, żeby nie popłynęła krew.

A tak nie zawsze się udawało, ponieważ trzeba było przyciąć odpowiednio szybko, trzeba było przyciąć tak, żeby rybka nie zdążyła połknąć przynęty. Inaczej nie było wyjścia, kiełbika się rozbebeszało, to był jedyny sposób na wydobycie haczyka z przewodu pokarmowego, wtykało mu się w gardło jakiś mały patyczek, wtedy oczywiście śmierć przychodziła z miejsca, zjawiała się w całej swojej obrzydliwej okazałości, natomiast jeśli zacięło się od razu, gdy spławik dopiero się przynurzył, gdy rybka zaczepiła się ledwo ledwo, można było nawet pomyśleć, że złapane kiełbie w ogóle nie umierają, w końcu najpierw przekładało się je do worka foliowego z wodą, potem do umywalki, a na patelnię trafiały tak niespodziewanie, jakby zawsze tam były, jakby nie istniał ten moment, w którym umierały, dusząc się od nadmiaru tlenu.

Złowiłem dziesięć kiełbi, dobrze pamiętam, bo kiedy potem, zdechłe, wrzucałem je do Kaczawy (zamach jak do rzutu piłeczką palantową i śliskie ciałka kiełbi, wirując jak oszalałe, niknęły z pluskiem w górskim jeszcze na tej wysokości nurcie), to nie mogłem oderwać się od liczenia. Liczyłem kiełbie tak, jakbym we śnie liczył palce u rąk i nóg, jakbym liczył i nie mógł się ich doliczyć, dziewięć palców, dziesięć kiełbi, dziesięć palców, dziewięć kiełbi, no ale czy da się policzyć kiełbie, czy da się policzyć coś, co we śnie, w zaświatach, musiało stać się niepoliczalne?

A przecież dzień zaczął się pod znakiem słońca, które waliło lepkim żarem od Jerzmanic Zdroju – z tym Zdrojem w nazwie to oczywiście była gruba przesada, tego Zdroju w nazwie to prawie się  nie używało – i jeszcze grubo przed południem parujący blask wygnał znad Młynówki nawet resztki cienia, a gorąc stał się tak wielki, jakby w międzyczasie samo piekło wypłynęło na wierzch, jakby bataliony diabłów wypełzły z nieczynnego krateru na na tępym jak przerdzewiałe ostrze wierzchołku Wilczej Góry i przelały się przez Kaczawę, przez Młynówkę, przez wszystko.

Kto żyw, szukał więc wody, żeby się w niej zanurzyć, szukał wykrotów i strumieni, szukał byle kropli i ja na chwilę, na pół godziny odszedłem od kiełbi, żeby wykąpać się w Zalewie. Bałem się zostawić je w siatce, żeby jej nie ukradli, była zielona, z gęstymi okami, które potrafiły zatrzymać nawet ślizy, moje kiełbie nie miały więc żadnych szans na wolność, zresztą nie tylko ślizy, nawet uklejki za nic w świecie by się z niej nie wydostały, żal ją było ot tak tracić, dlatego przełożyłem rybki do worka foliowego, który napełniłem wodą z Młynówki i schowałem w miejscu, brzeg topił się w łopianach i pokrzywach i gdzie trudno było dotrzeć bez wędkarskich gumiaków do pół uda.

Tam umierały kiełbie. Umierały, kiedy ja kąpałem się pod białym jak śnieg słońcem. Tam umierały kiełbie. Trzysta metrów od plaży, za torami kolejowymi, w miejscu, gdzie Młynówka rozlewała się w Zalew, gdzie nad wodą wiecznie stała para, z której jak duchy wypływały nartniki. Tam umierały kiełbie. W ciszy. W rzeczce, w której się urodziły. W worku foliowym, który wrzuciłem do wody bogatej w tlen, wody żywej.

Co jeszcze? Chyba to, że śmierć jest jak powietrze. Jeżeli zrozumiesz, jak umierają kiełbie, sam się o tym przekonasz. Dlatego śnią mi się kiełbie. Śni mi się Młynówka. I śmierć mi się śni, która jest jak powietrze.

*
*                             *

 
RZADKIE I CHRONIONE GATUNKI RYB I MINOGÓW DORZECZA NIDY (POLSKA)
Rare and protected fishes and lampreys of the Nida River drainage (Poland)
M. NOWAK, S. DEPTUŁA, B. FAŁOWSKA, A. KLACZAK,T. MIKOŁAJCZYK, J. POPEK, M. SOCHA,
P. SZCZERBIK, M. ŚMIETANA, K. TATOJ, P. ULIASZ, W. POPEK

Romanogobio vladykovi (Fang, 1943)– dunajski kiełb białopłetwy

Dunajski kiełb białopłetwy został po raz pierwszy stwierdzony w dorzeczu Nidy w 2009 roku (NOWAK et al ., in prep.). Dwa osobiki odłowiono w Nidzie w miejscowościach Chroberz oraz Pasturka. R. vladykovi nie jest w żaden sposób uwzględniony w polskim prawie ochrony przyrody. Jednak jako jeden z gatunków zaliczanych do grupy „kiełbi białopłetwych” Romanogobio albipinnatus (sensu lato) wydaje się, że powinien być traktowany jako gatunek chroniony i umieszczony w Czerwonej Księdze.

Pozycja systematyczna populacji „kiełbi białopłetwych” na terenie Polski powinno zostać w najbliższym czasie szczegółowo zrewidowane (NOWAK et al ., in prep.). Jest to pierwsze znane stanowisko R. vladykovi poza dorzeczem Dunaju.

Linki:
 
 http://spotkaniazpoezja4.blox.pl/2012/02/Sylwetki-autorow-6.html

 http://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Putrament

 http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=232443&from=FBC

 http://www.infish.com.pl/wydawnictwo/KR/KR_numer/KR2010/Praca_2010_06_01.pdf

 http://www.oskarplucinski.pl/wedkarstwo/?ukleja-kielb-oraz-inne-rybki-dla-adeptow-i-mistrzow,25

 http://siedliska.gios.gov.pl/pdf/przewodniki_metodyczne/przewodnik_metodyczny_6144.pdf

http://www.gios.gov.pl/siedliska/pdf/przewodnik_metodyczny_romanogobio_kessleri.pdf

http://siedliska.gios.gov.pl/pdf/siedliska/2009-2011/wyniki_monitoringu_zwierzat_2511.pdf

http://siedliska.gios.gov.pl/pdf/siedliska/2009-2011/wyniki_monitoringu_zwierzat_1124.pdf

http://www.gios.gov.pl/siedliska/pdf/wyniki_monitoringu_zwierzat_2010_gobio_albipinnatus.pdf

http://rybarstvi.eu/dok%20rybari/sbornik%20rybari%202009.pdf

http://www.fishbase.us/summary/Romanogobio-vladykovi.html

http://www.iop.krakow.pl/zhp/Content/abstrakty%2022zhp%20EN.pdf

http://bg.szczecin.pl/publiform/fu_php/files_/PTzool-publikacje.pdf

http://www.zin.ru/animalia/pisces/eng/taxbase_e/species_e/albipinnatus.pdf

http://www.pzw.org.pl/pliki/prezentacje/1395/cms/szablony/11204/pliki/02_radtkedruk.pdf

http://www.fishbase.org/summary/62485

 

Sidebar