Suplement CLXXII

Nowe książki,  Wydania 161-184, 1957

Morze bez brzegów

Jadwiga Wernerowa

— Morze bez brzegów? To chyba tylko poetycka metafora. W rzeczywistości przecież takie morze nie mogłoby istnieć.

Czyżby na pewno nie mogło? A jednak jest taki pokaźny przestwór słonych wód wśród oceanu zupełnie wyraźnie wyodrębniający się barwą, o swoistych stosunkach cieplnych, o całkiem innej przezroczystości. Dodajmy do tego charakterystyczną tylko dla niego florę i faunę i chyba będzie dość podstaw do twierdzenia, że jest to morze? Ale jednocześnie ten wielki obszar wodny nie przytyka do żadnego lądu, mamy więc prawo mówić, że nie ma brzegów.

Znajdziemy zresztą to morze na wszystkich mapach oceanów świata, wyraźnie zaznaczone pod nazwą Sargasowego.

Historycznie rzecz biorąc (choć niewątpliwie żeglarze docierali doń już dawniej), zaszczyt odkrycia go przypisuje się Kolumbowi. Jemu pierwszemu zawdzięczamy opis specyficznej flory tych wód. Wyłowione z niej pojedyncze kępki soczyście zielonych roślin pokrytych „jagódkami” przypominały marynarzom Kolumba gałązki drobnoowocowej winorośli pozostawionej w dalekiej ojczyźnie, dlatego nazwali je „salgazza” (owa rasa winogron). Zresztą i dziś jeszcze, choć wiemy, że rośliny te nic wspólnego nie mają z winoroślą, że owe „jagódki” nie są wcale owocami, lecz pęcherzami hydrostatycznymi, utrzymała się dla tych glonów nazwa gronorosty.

Przestworza morza Sargasowego uczyniono wkrótce ojczyzną wszelkich przedziwnych potworów, które potrafiła wyczarować bujna fantazja marynarzy, na długie miesiące odciętych od lądu i skazanych na obcowanie z bezmiarem wód i żyjących pod stałą groźbą zagłady ze strony wrogich żywiołów.

Ono złośliwie więziło statki wśród gąszczu swej roślinności.

Ono też wreszcie miało być ostatnią przystanią zatopionych okrętów.

Postępy wiedzy rozwiały legendy i baśnie okrywające grubą zasłoną rzeczywiste fakty dotyczące morza Sargasowego, nie osłabiły jednak zainteresowania oceanografów jego sprawami. Metodycznie jedno po drugim badane są zagadnienia jego powstania, zespołu warunków fizykochemicznych tam panujących, flory, fauny. Uczeni nie ograniczają się przy tym do statycznego stwierdzenia dzisiejszego stanu rzeczy, lecz poszukują przyczyn, które ten stan spowodowały, starają się wykazać pochodzenie swoistego świata żywych istot zamieszkujących to morze bez brzegów.

Trudne i zawiłe dla laika sprawy omawia Krystyna Kowalska w książce Morze Sargasowe. W krótkich rozdziałkach zajmuje się historią odkrycia tego zadziwiającego utworu, jego powstaniem w wyniku kolistych prądów cyrkulujących w Atlantyku, warunkami rozwoju planktonu — „niewidzialnej łąki” — będącej pastwiskiem dla dalszych ogniw żywego łańcucha zjadanych kolejno przez coraz większe gatunki mięsożernych zwierząt.

Rozważa następnie pochodzenie gronorostów, których ukazanie się wpłynęło na losy wyprawy Kolumba, zajmuje się nimi zresztą nie wyłącznie jako roślinami, ale także jako trwałym podłożem dla osiadłych form zwierzęcych, stanowiących jednak tylko skromny wycinek swoistej fauny, owych kłębowisk glonów. Wśród ich plechy znajdujemy też zwierzęta wolno żyjące jak przeróżne skorupiaki — od malutkiego krabika, który dla Kolumba był zwiastunem bliskiego lądu, aż do zwinnego kraba Neptuna, krewetki, kikutnicy, koźlatki. Miniaturowe ośmiornice i przeróżne ślimaki reprezentują tu świat mięczaków.

A wreszcie ryby. Przystosowane bądź na całe życie do przebywania na „zatopionej łące”, bądź związane z nią luźniej na pewne tylko okresy życia. Za symbol służyć tu może Pterofryne — rybka sargasowa, której wprost wyróżnić niepodobna z tła strzępiastych plech. Autorka, dążąc sumiennie do wyczerpania tematu, nie pomija też mieszkańców wód otwartych morza Sargasowego, a także jego przepastnych głębin. Odrębny rozdziałek poświęca węgorzom, ich wędrówkom rozrodczym z naszych rzek i jezior do tych właśnie głębin, będących, jak wiadomo, kolebką i grobem tego gatunku. Usiłuje uniknąć szablonowego ujęcia tematu, próbując dać czytelnikowi hipotezę rozwiązania tej zagadki.

Trzeba przyznać, że zebrawszy w szczupłej książeczce taki ogrom zagadnień, autorka stara się nie przytłaczać czytelnika suchym wymienianiem faktów, lecz dać obraz życia całości omawianej biocenozy w rozwoju ewolucyjnym jej poszczególnych członów i tysiącem powiązań z florą i fauną innych mórz. Przytacza też po krytycznej ocenie, wyniki badań rozmaitych oceanografów, wyjaśnia fizyko-chemiczne przyczyny pewnych swoistych zjawisk, jak np. przejrzystości czy barwy.

W odniesieniu do tego zadziwiającego morza nie można przeholować w użyciu superlatywów, gdyż wykazuje ono na północnym Atlantyku najwyższe temperatury, najwyższe zasolenie. Dochodzi do tego najwyższa głębokość przezroczystości wód morskich i najbardziej nasycony szafir na skali barwnej mórz. Wszystko to sprawia, że Morze Sargasowe musi zauważyć każdy, kto teoretycznie czy praktycznie zetknął się z zagadnieniami oceanografii. Prócz tych pozytywnych „naj” wykazuje jeszcze jedną cechę występującą w najwyższym stopniu, ale niestety, cechę ujemną, a mianowicie ubóstwo planktonu.

Przy czytaniu książeczki Morze Sargasowe ma się wrażenie oglądania barwnych obrazów w kalejdoskopie: jeden po drugim ukazuje się i znika, by ustąpić miejsca następnemu. Nie, kalejdoskop to złe porównanie, jego obrazy są praktycznie biorąc niepowtarzalne, tu zaś czytelnik ma raczej niby pudło z kolorowymi przezroczami, przegląda kolejno jedno, drugie, trzecie, w każdej chwili ma jednak możność powrócenia do tego, którego treść chce sobie odświeżyć.

Nie chciałabym być źle zrozumiana. Powyższe porównanie ma podkreślić egzotykę i barwność tematyki, ale nie jej łatwość. Zagadnienie biocenoz w ogóle jest złożone i trudne, a morze Sargasowe nie stanowi wyjątku. Autorka przedstawiła je szkicowo w wielkim skrócie nieprzyswajalnym dla kompletnego laika. Kto jednak dysponuje podstawowymi wiadomościami z dziedziny nauk przyrodniczych, z pożytkiem może się zapoznać z tym swoistym morzem bez brzegów.

Niedosyt wywołany siłą rzeczy fragmentarycznością podanego tematu autorka chce zaspokoić wskazaniem obszerniejszych popularnych opracowań tych zagadnień. Trudno jednak się zgodzić aby podręczniki, jak np. F. Gessner — Hydrobotanik lub A. Lityński Hydrobiologia można było zaliczyć na równi z popularnie ujętymi książkami Beeb’a czy Demela do lektury przystępnej dla niespecjalisty.

KOWALSKA KRYSTYNA: Morze Sargasowe. W-wa 1957, PWN, cm 19 X 12, s. 152, 3 nlb., z ilustr. zł 8,00 (Biblioteczka przyrodnicza) 58+59

 

*

*                                         *

Morze Sargasowe, s.  66-74

[…]. Najciekawszym jednak zjawiskiem są przystosowane do gronorostów ryby. Pomijając często tu spotykane jaja i narybek ryb w stadium dojrzałym pelagicznych i dennych, są ryby na całe życie związane z roślinnością podwodną. I u nas na łąkach podwodnych trawy morskiej w Zatoce Puckiej i wśród gęstych obrostów pali na sopockim molo przewijają się wężowymi ruchami smukłe, zielone iglicznie i wężynki, dziwaczne ryby o ciele pokrytym rzędami tarczek kostnych, doskonale stonowane w ubarwieniu ze swym tłem, słabe pływaki, szukające schronienia w zaciszu roślin. Przedstawiciel tej rodziny, bardzo pospolitej wszędzie w strefie wodorostów we wszystkich morzach i oceanach, występuje również w Morzu Sargasowym. Jest to iglicznia Syngnathus pelagicus, zewnętrznie wielce podobna do naszej igliczni, ale bardziej przystosowana barwą do glonów sargasowych — jak one brązowozielona, jak one plamiasta i jak strzępki ich plech powiewająca frędzelkami skóry.

Obok igliczni występują jeszcze należące do tego samego rzędu pędzloskrzelnych (Sygnathiformes), również pospolite, ale tylko w podwodnych zaroślach mórz ciepłych, koniki morskie (Hippocampidae) o figurce konika szachowego i skręconym w znak zapytania ogonku, za pomocą którego wyczyniają przeróżne sztuki akrobatyczne na plechach glonów. Wydłużone na kształt końskich pyski igliczni i koników morskich są aparatem wsysającym i wycedzającym z wody plankton oraz wszelkie zawiesiny organiczne, stanowiące wyłączny pokarm tych oryginalnych ryb.

Obydwa gatunki, podobnie jak i inni przedstawiciele tego rzędu, wykazują swoistą troskę o potomstwo. Sprawuje je mianowicie płeć męska. Samica igliczni składa jaja do fałdy skórnej, konika — nawet do specjalnej torby lęgowej, poczem odpływa spokojnie, pozostawiając wylęg i wychów ojcu. To pomieszanie funkcji, częstsze zresztą u ryb niż u kręgowców wyższych, spowodowało nader rzadki już naprawdę w świecie zwierzęcym wypadek świetniejszego ubarwienia samic niż samców.

Adaptacje do życia wśród gronorostów, jakie wykazują iglicznie i koniki morskie nie osiągnęły jednak tak wysokiego stopnia, jak adaptacje słynnej rybki sargasowej pterofryne (Pterophryne histrio). Pterofryne występuje tylko na terenie Morza Sargasowego, choć spokrewnione z nią gatunki z rodziny Antennariidae spotyka się i na innych obszarach strefy przybrzeżnej mórz gorących, szczególnie w wodach Australii i Archipelagu Indomalajskiego.

Niełatwo jest zauważyć rybkę sargasową, która w glonowym szałasie, plamista jak on, tkwi mocno, dzierżąc się plech palczastymi płetwami piersiowymi. Jej złocistobrązowa barwa zasadnicza, na której tle ciągną się nieregularne pasy i plamy koloru i kształtu brunatnych plech gronorostów oraz złote kółeczka barwy i kształtu ich pływaków, to jeszcze nie wszystko. Od łba do ogona zwisają liczne płaty skóry, jak frendzelki podobne do drobnych rozgałęzień glonów i jak one inkrustowane białymi cętkami.

Doskonale ukryta wśród glonów w swym maskującym ubarwieniu, ma jeszcze zdolność zmieniania tych barw, kto wie, czy nie w wyższym stopniu niż słynny symbol zmienności — egipski kameleon. Gdy kępka, na której przesiaduje, chyli się już ku starości, brunatnieje wraz z nią, a gdy zwiotczałe pływaki nie utrzymują już ciężaru glonu ze wszystkimi lokatorami i roślina opada w głębie, ciało ryby nabiera złocistożółtego tła nowego, młodego gronorostu, na który musiała się przenieść.

Ta natychmiastowa prawie reakcja fizjologiczna komórek barwnikowych skóry na zmianę barwy środowiska znana jest, w mniejszym wprawdzie stopniu, u innych ryb, na przykład u fląder, które zabarwiają się „w kostkę”, jeśli na dno akwarium położy się szachownicę.

Budowa ciała pterofryny jest również doskonale przystosowana do warunków życia. Krępa, z płetwami piersiowymi, wykształconymi w niezdarne w naszym rozumieniu, a bardzo zręczne i chwytne w jej warunkach „łapy”, z przesuniętym na głowę pierwszym promieniem płetwy grzbietowej, doskonale łazi po glonach, zwisa w dól głową, przybiera najdziwaczniejsze pozy.

Kamuflaż warunkuje specyficzny sposób polowania. Gdy podpłynie jakaś zdobycz — może to być krab, krewetka, ślimak, czy nawet przedstawiciel tego samego gatunku — ożywia się nagle kępa gronorostów, w której drapieżnik urządził sobie stanowisko łowieckie. Otwiera się olbrzymia paszcza i szeroko rozstawiają kości gardzieli, wchłaniając strumień wody i porwaną jego nurtem ofiarę. Woda wylatuje specjalnym kanałem podskórnym pod płetwami piersiowymi, a odcedzona zdobycz ginie w łatwo rozszerzającym się żołądku. Tak poluje nie ruszając się prawie z miejsca, nie tracąc energii na pogoń i walkę ten mały, lecz żarłoczny drapieżnik, na pozór niewinny symbol Morza Sargasowego. Ofiarami jego są równie dobrze zamaskowane organizmy, w tym również inne pterofryny, gdyż ryba ta, jak wiele organizmów morskich chętnie uprawia kanibalizm. Kamuflaż jest więc, jak widać, bardzo względną ochroną. Zabezpiecza może raczej przed wrogiem z zewnątrz, który zdobycz swą wypatruje z daleka, niż przed innymi członkami zespołu sargasowego. Gdyby pterofryny były z racji swych barw ochronnych i sposobu polowania „nieosiągalne” dla wrogów, pozostałyby jeszcze przez krótki czas na gruzach zdewastowanego przez siebie zespołu w roli wątpliwych zwycięzców, nim nie zginęłyby z głodu, oddalone o setki mil od najbliższego jadła, izolowane odeń całkowicie, gdyż jedyną dla nich możliwością swobodnego poruszania się są zarośla gronorostów.

Przystosowanie do życia wśród roślinności podwodnej u takich ryb, jak iglicznie, koniki morskie, pterofryny i wiele innych, jest ciekawym przykładem jednego z niezmiernie licznych kierunków ewolucyjnych, w jakich rozwijały się od istot najprostszych organizmy Ziemi — kierunków, które spowodowały współczesną różnorodność — bynajmniej nie ostatni etap rozwoju ewolucyjnego. Koniki morskie, iglicznie i nasze słodkowodne formy cierników rozwinęły się z form wymarłych, zbliżonych do współczesnych belon, długich srebrnych ryb z zielonym grzbietem i bocianimi szczękami, znanych z wód Bałtyku. Przechodzenie do różnorodnych środowisk powodowało dalszą ewolucję, idącą już własnymi torami w szczegółach organizacji. Dziś pokrewieństwo rodowe wykryć można tylko na podstawie badań anatomiczno-porównawczych, badań nad rozwojem osobniczym oraz badañ paleontologicznych.

Można sobie również odtworzyć w ogólnych zarysach drogę ewolucyjną dużej grupy ryb, w której skład wchodzi Pterophryne Morza Sargasowego.

Podobnie jak denna żabnica, której larwy występują w planktonie wśród gronorostów, oraz jak wiele ryb głębinowych, odkrytych już w pierwszej połowie ubiegłego stulecia, rybka sargasowa należy do rzędu nogopłetwych (Lophiiformes, Pediculati). Rząd ten charakteryzuje mniej lub bardziej spłaszczone ciało, oryginalne przekształcenie płetw piersiowych w „łapy” do pełzania po dnie, przekształcenie pierwszych promieni płetwy grzbietowej w „wabiki”, przesunięte na głowę, zdolność olbrzymiego rozszerzania gardzieli, wchłaniania wody i nadymania się oraz liczne, imitujące podłoże, wyrostki skóry. Przodkowie tych ryb byli mieszkańcami strefy przybrzeżnej, ukrywali się wśród szczelin skał podwodnych, raf koralowych, roślinności dennej, czy zarośli mangrowe. Prądy morskie, sztormy, odrywały je, tak jak to dziś czynią z potomkami, od brzegów i unosiły ze zwałami glonów na pełne morze. Opanowując stopniowo coraz nowe tereny mogły niektóre z nich opuszczać się stopniowo po skłonie kontynentalnym w głębie i tam ewoluować w takim kierunku, jak żabnica, albo też zapędzone prądami w skupisko wodorostów na pełnym morzu, wytworzyć formy tak doskonale przystosowane do życia na pływającej wyspie roślinności, jak pterofryne.

Wiejące w lecie wiatry z południa nabierają czasem katastrofalnej siły; całe zwały gronorostów płyną na północ, wchodzą w nurt Prądu Atlantyckiego, dostają się na obszary o coraz niższej temperaturze i powoli obumierają. Los ich dzielą lokatorowie. Nie tylko zwierzęta osiadłe, ale i luźniej związane trzymają się kurczowo glonów, ostatniej deski ratunku w szalejącym kataklizmie i zawsze dotąd niezawodnej ochrony. Płynące na wątłych tratewkach pterofryny, koniki morskie, kraby powoli drętwieją z zimna i również opadają w głębie. W roku 1897 złowiono na wybrzeżach stanu Massachusets około sto odrętwiałych w swych glonowych szałasach pterofryn. Znacznie więcej na pewno zginęło na innych łodziach ratunkowych, zagnanych sztormem dalej na północ. Nawet w Norwegii notowano znalezienie, martwej oczywiście, rybki sargasowej.

Właściwy zespół sargasowy, złożony ze zwierząt osiadłych na plechach i niemniej silnie z nimi związanych biologicznie zwierząt swobodnie się poruszających, stanowi więc jedną wielką całość.  Samowystarczalność tego zespołu zapewniają tworzące go ogniwa, w których reprezentowane są wszystkie bez mała grupy biologiczne organizmów morskich. Wyjściową bazę pokarmową reprezentują samożywne glony sargasowe, rekompensujące ubóstwo planktonu roślinnego. […]

 

 

Sidebar